Smycz ta sama, czyli jak się pojawiam, chociaż mje nie ma.

Co ja Wam mogę powiedzieć, Motya ciężko zniósł podróż, niby się nie denerwował, ale u nas na zdrowiu mu się pogorszyło.

Duża nawet nie pisała, że jest z nami, bo badali go dogłembnie i Duża się bała, żeby z nerwów i zmian choroby na eF nie dostał.

Ale nie, dostał tylko leki i smakołyki, Duża dostała rachunek i po miesiącu, właśnie teraz, pojechał na kontrolę.

Jééé, to je ale přece úplně jiná kočka! To je ale krásný kocour, a jaký má pěkný pelíšek! 

Krzyknęła pani lekarka wyrażając tym zachwyt nad Motyą i jego futrem.

I zważyła Motyę. No, 4 kilo a było wcześniej 3,4.

Także progres, bym rzekł.

Motya chciał do domu i ukąsił Dużą.

Rzekłbym – progres.

Wrócili do domu i Motya zaparkował pod drzwiami i gapił się na nie.

Progres, bym rzekł.

Duża wyjęła z pudła moją smycz i moją obróżkę. I poszli.

Progres, powtórzę i oko mje się spociło.

——————————————————————————————-

Pilnujcie mje, żebym tego progresu pilnował i sprawozdawał Wam regularnie.

11 thoughts on “Smycz ta sama, czyli jak się pojawiam, chociaż mje nie ma.

  1. 600g, no piękny progress :)) I ten spacer na smyczce :)) Wzruszające do łez.
    Dobrze, że się Motya zaczyna zbierać po przejściach.
    Kciuki najmocniej trzymam !!!

  2. To tylko Ty Morfie, mogłeś wrócić z zaświatów z takim przytupem .
    A jak baby zareagowały ?

    1. opowiem. Ale czego tu sie spodziewać. Zezowata syczała, Czykita chciała jeść i spać.

Comments are closed.