50 kilometrów, czyli jak wszystko jest inne.

Nie wiem, czy Wam się jeszcze mogę pokazać na oczy. Po pierwsze, bo jestem coraz tUściejsza. Po drugie, bo strasznie długo nic Wam nie napisałam.

Może jeszcze pamiętacie, jestem Czykita. No żartuję, chyba pamiętacie.

Wiecie co, te 50 kilometrów od granicy strasznie dużo zmienia. U Dużych, u nas nie, bo chrupy są, zabawa jest, balkon ptaki i owady do żarcia też są.

A u Dużych wszystko inaczej, dlatego niby tylko 50 kilometrów od granicy i aż 50.

Na przykład mieszkamy przy krótkiej ulicy, nawet bym się nie porzygała w aucie na takiej trasie, jak ta ulica. Krótka, a dom ma numer 1772. Dom ma 12 mieszkań, dlatego nasze ma numer ponad trzydzieści. I dwa piętra, dlatego winda mówi na ostatnie piętro „patro tři”.

A to dopiero początek.  Duża się z wieloma rzeczami zmaga, bo nie dość, że język inny, to Fszytsko inaczej. Często dużo lepiej, ale jakby od końca. Spokojniej, ale musisz zrozumieć, jak działa, na przykład jak działa urząd. I że jak się kupuje nieruchomość, znaczy nie mnie, bo się prawie nie ruszam, mieszkanie na przykład, to się nie idzie do notariusza.

Jak zapłacić podatek, jak zarejestrować auto a wszystko jeszcze w tej zarazie, co wśród Dużych na świecie krąży. Sporo tego było, to Duża się tym zajęła a potem zajmowała się mną, bo ja chcem na balkon, na parapet, z parapetu, kurakowe smakołyki, więcej smakołyków, nie z tej strony podanych, no takie tam, jeszcze drapanie policzków.

No więc dużo się działo, na szczęście mają tu dla nas wprost Fszytsko, jak mawiał Morf.

Można by myśleć, że nic, tylko spać i być szczęśliwą Czykitą. Otóż nie.

Pierwsze zgrzyty to fakt, że muszę jęczeć o wyjście na balkon. Zawsze wyjęczę. Ale balkon ma ścianę z barierką, więc jęczę, żeby mnie posadzili na górze, żebym widziała. Potem muszę ich opierniczać, żeby się ruszyli mnie ściągnąć. Wszystko między 4.30 a 6.00 rano. Kupa roboty, a czasem jeszcze kupa na parapet do tego. Przynajmniej Duży nie wdepnie. Na zdjęciu poniżej moje bezpieczne legowisko na parapet, zwane roboczo brytfanną.

 

I jeden jeszcze WIELKI zgrzyt, dla Zuzanny szczególnie, bo mi to wisi.

Opiszę niebawem, ciekawi?

14 thoughts on “50 kilometrów, czyli jak wszystko jest inne.

  1. Bardzo ciekawi dalszego wpisu Czikitko. 50 km to malutko 🙂 wcześnie coś wstajesz, duzi chybna mało szczęśliwi że muszą bladym świtem wstawać 🙂

    1. dziękuję, szykuję niespodziankę, choć pewnie coś tam się domyślacie, jak jak widzę puszkę. Czykita.

  2. Wieści bardzo ciekawią , wiec czekamy niecierpliwie, a widok przesłodkiej Czikity na tym pontonie dziś nam dzien rozjaśnił, wieć pisuj częsciej, abyśmy w depresję nie popadli 🙂

  3. Koniecznie Kochana podawaj niusy.
    I to często!!! Uściski dla Dużych; łączę sie z nimi w porannych bólach.
    Ale ta brytfanna jest super. A jak jest brytfanna po czesku??

  4. Czykitko moja idolko❤️
    Brytania to jest to,bezpieczne obserwatorium.
    Fajna z Ciebie holcziczka
    Pisz co tak w tym wesołym kraju i wymrucz Dużym że o nich myślimy ciepło.

Comments are closed.