Czykito, jak Ty się w ogóle znalazłaś w tych Czechach?
Pytacie, więc odpowiadam. Przyjechałam z wrzaskiem, wymiotami i wściekłością. Miałam też czipa i paszport.
Wcześniej pojechał Duży i się osiedlał, ale duuuuuużo wcześniej. Potem Duża, a za trzy miesiące po Dużej to jeszcze ja i Zuzanna.
Przyjechałyśmy na gotowe, do mieszkania, do łóżeczka i moich ulubionych kocyków. Wszystko nam przygotowali, nawet siatkę na balkonie.
Najpierw, znaczy nim przyjechałyśmy, to te trzy miesiące zatruwaliśmy życie, zdrowie i powietrze Bapci i Dziadkowi. Bapcia musiała się poddać terapii na stawy po tym lataniu za mną i schylaniu się.
Przyjechałyśmy zimą, w sumie jakoś dwa lata temu, ja przywiozłam jeszcze chory pęcherz, więc zaczęłam moją czeską przygodę od poznania weterynarzy z pobliskiej lecznicy.
Potem już jakoś poszło, spodobał mi się balkon i ptaki. Nie lubię tylko, jak ktoś chodzi po korytarzu, ale my na końcu mieszkamy, to rzadko się zdarza jakiś sąsiad.
Kiedyś wyszłam przed drzwi i z dala usłyszałam, jak winda mówi patro tři. O to od razu uciekłam, tego nie lubię.
Ale już się tu od dawna czuję dobrze.
Czitko 🙂 Jesteś niesamowita. Podróże z Tobą to dla Dużych musi być sama przyjemność 🙂 Pozdrowionka 🙂
Nieważne, czy w Polsce, czy w Czechach, ważne, że z własnymi Dużymi 🙂